sobota, 20 lutego 2016

przyczółek

Sądzę, że zagrożenie jest większe, że nastąpi nie tylko psucie. Niektórzy zawodowi komentatorzy wydarzeń politycznych twierdzą, że to co wyrabia PiS nie jest niczym nadzwyczajnym – ot, przejście od demokracji liberalnej do demokracji większościowej. Mdło mi się robi od „uściślania” terminu demokracja przeróżnymi  przymiotnikami.Demokracja bez cywilizacji istnieć nie może – dlatego nie ma u nas ani tego, ani tego. Rzeczywiści zarządzający ludem bożym, a przede wszystkim wybrańcami ludu, cywilizację mają za diabła wcielonego. Lud się ucywilizuje – koniec ich hegemonii. A to ich ostatni przyczółek w Europie. W czasach PRL-u mieliśmy „demokrację socjalistyczną”, w ostatnim 25-leciu rzekomo „demokrację liberalną”, teraz szykowana jest jakaś inna „demokracja”. Ja, nie politolog, wiem, że za czasów „socjalizmu jako sprawiedliwej konieczności dziejowej” walczyło się o „socjalizm z ludzką twarzą”, a gdy okazało się, że marksizm to utopia i runął realsocjalizm z ZSRR na czele, należało w demokratycznym wreszcie państwie prawa udoskonalać ludowładztwo i mechanizmy rynkowe oraz dbać o sprawiedliwą redystrybucję dochodu narodowego. Takiemu zadaniu może podołać tylko mądra i uczciwa oraz światopoglądowo pluralistyczna reprezentacja narodu. Mankamenty ordynacji wyborczej spowodowały, że wróciliśmy do monopartyjnego systemu zgoła niedemokratycznego, przy czym parlamentarną większość wyłoniła zaledwie 1/5 narodu. Ta „mniejszościowa większość”, w imię szczęścia narodu, uzurpuje sobie prawo do bezprawia (idealna powtórka „rewolucji” bolszewickiej w Rosji). Z powodu lenistwa wyborczego połowy obywateli RP oraz różnorakich grzechów zaniedbania koalicji PO-PSL, Polsce grozi jeszcze gorszy ustrój aniżeli „demokracja socjalistyczna”, w której tzw. urawniłowka zapewniała sprawiedliwą biedę. Podobieństwo natomiast już się ujawniło w postaci „dyktatury ciemniaków” (tak w 1968 roku, po wypadkach marcowych, Stefan Kisielewski określił rządy PZPR z Gomułką). Otóż owa dyktatura katonarodowców, mająca ogromne wsparcie w radiomaryjnych masach i ciche przyzwolenie Kościoła katolickiego, gwarantuje coś więcej niż „dobrą zmianę”, niż tylko psucie. Gwarantuje mianowicie marginalizację Polski na arenie międzynarodowej, utratę pozycji rynkowych i co za tym idzie ubożenie. Do kogo należy mieć pretensje za zaistniałą sytuację? Na pewno nie do Jarosława Kaczyńskiego, o którym już dawno było wiadomo, że jego jedyną pasją jest polityczna gra; nie szermierka lecz właśnie gra. Co zatem teraz powinny zrobić zdrowe siły narodu? Najpierw odświeżyć sobie lekturę Wyspiańskiego, a potem zorganizować się w nową, mądrzejszą o doświadczenia, „Solidarność”. Czy to realne? Moim zdaniem nie – Polacy jako społeczeństwo jest coraz głupsze i słabsze moralnie.